Jesteśmy spakowani na chyba każdą ewentualność noclegową. Dwie noce mamy gdzieś w Tamanrasset lub okolicy , natomiast jedna to wielka niewiadoma. Śpiwory , bielizna narciarska ,grube skarpety,polary i czapki jadą z nami.
Lot opóżniony o 1 godz. już przed startem, ale to norma na domesticu. Jesteśmy na miejscu ok.22:30. Jeszcze nie zdążyliśmy wejść na teren budynku lotniska, a już podchodą do nas policjanci i proszą o paszporty. Zabierają je i sprawdzają tak długo, że w końcu zostajemy w hali przylotów tylko my i nasz opiekun z agencji AKAR ( organizator naszego pobytu na Saharze ).Przyjeżdzają po nas 2 samochody terenowe i jedziemy w asyście 2-ch samochodów policyjnych aż do bazy biura Akar -Akar w miejscowości OUTOUL. Okazuje się że taka wyprawa trwa 7 dni, a my mamy wynegocjowane tylko 4 dni. Ok.23:30 przyjeżdżamy do bazy, a na zewn. prawie nic nie widać w ogrodzie jest b.ciemno. Jemy kolację - nawet smaczną (zupa jarzynowa, sałatki, pieczone ziemniaki ,kurczak pieczony, a na deser słodziutkie pomarańcze ). Gdy przyjechaliśmy tu w dzień okazało się, że w ogrodzie jest mnóstwo drzew pomarańczowych - stąd ten świeżo wyciskany sok i świeże owoce.W nocy oczywiście w asyście policji wracamy do Tamanrasset na nocleg. --Hotelik okazuje się w miarę OK. - jest ciepła woda i wygodne łóżka.
Temperatura na zewnątrz ok.12 -14 stopni.