Dziś dzień zwiedzania Tamanrasset, Jest to miasto położone prawie w środku Sahary. Kiedyś stacjonowały tu załogi wojskowe chroniące transsaharyjskie szlaki handlowe. Dziś zamieszkują je Tuaregowie.
Po śniadaniu przyjeżdzaja po nas terenówki i jedziemy zwiedzać okoliczne wzgórza. Jadac korytem wyschnietej rzeki docieramy (ciągle z eskortą 2-ch samochodów eskorty z długa bronią ) do znajdujacych się na końcu drogi zabudowań, gdzie znajduje się osłonięte ujęcie wody żródlanej, naturalnie gazowanej ( naprawdę pyszna ). W okolicy napawamy się pięknymi widokami górzystej Sahary. Wracamy do Tamanrasset, bo w planie na dzisiejszy dzień mamy też dwa muzea :
Pierwsze to znane już nam z nocnego koncertu Centrum Kultury - Muzeum Dar El Imzad mieszczące się na placu obok sceny,w którym mieści się Muzeum Etnograficzne. Oglądamy przedmioty, rzeżby i obrazy związane z Berberami. Wokół budynku mieszczą się małe warsztaciki lokalnych rzemieślników, w których można kupić gotowe wyroby z biżuterii, drewna, skór, tkanin oraz obrazy i rzeżby. Wszystko to mieści się w zagospodarowanym ogrodzie gdzie w cieniu drzew m.in.drzew bawełnianych można napić się miętowej herbaty
Następny etap to gliniany " domek " wzniesiony na pocz.XX w., a obecnie mieszczący się w środku miasta, w którym mieszkał ,modlił się ,medytował misjonarz - znany z Asekrem brat Karol de Foucauld. Zwiedzamy środek budynku, a opiekująca się tym miejscem zakonnica oprowadza nas po przyległym kompleksie mieszczącym małą kaplicę chrześcijańską i inne małe pomieszczenia gospodarcze - odbywają się tu msze i uroczystości religijne. Wszystko jest bardzo czyste i zadbane.
Następnie udajemy się do algierskiego domu towarowego, który w środku przypomina nam nasze polskie domy towarowe z lat 70-80 tych.
Można tu kupić drobne pamiątki. Niestety nie znajdujemy nigdzie daktyli . Po małej "wymianie zdań " z organizatorem ( jesteśmy wszyscy bardzo głodni) zawożą nas do hotelu po nasze bagaże (oczywiście w eskorcie która cały czas obserwuje nas i czeka). Nie mogliśmyy sami chodzić po mieście co jest dla nas małym rozczarowaniem. W hotelu naiwni liczyliśmy na odpoczynek i prysznic, ale szybko zabieramy bagaże i jedziemy do bazy organizatora na obiado - kolację. Przy okazji za dnia robimy spacer po terenie bazy i stwierdzamy że są tu..... samowystarczalni. Kury, indyki, owce, wielbłądy, warzywa i zioła na grządkach, a wkoło mnóstwo drzew pomarańczy z soczystymi owocami. Wieczór przed odjazdem na lotnisko umilają nam nasi kierowcy grając na gitarze i .....odwróconym plastikowym wiaderku robiącym całkiem nieżle za bębenek. Zrobiło się całkiem fajnie - rozpalony kominek, my siedzący na dywanach objadamy się orzeszkami i popijamy świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, a grupa młodzcy algierczyków z Oranu tańczy swój arabski tanieć. Niestety pora na lotnisko . Po koszmarnym - mówiąc najoględniej - zamieszaniu na domesticu, trwającym przeszło godzinę, dostajemy w końcu boardingi i biegniemy na płytę lotniska gdzie na szczęście stoi jeszcze nasz samolot. Kierunek Algier.